Wydarzenia 15 września 2013
Sytuacja w Środkowej Afryce

Siedzę i popijam herbatę z miętą, marząc o zimnej coli lub piwie. Nie wiem od czego zacząć, trochę się tego nazbierało.

W Ketemo jest kościół w którym znajduje się też szkoła jest to wioska oddalona ok 80 km od Rafai w kierunku Banassou.

(kościół i szkoła w Ketemo)

Ojciec Barnaba był tam przed Wielkanocą, wracając zatrzymał się w Madabazuma ok 50 km od Rafai, tam zabrali mu auto rebelianci w pościgu za uciekającą armią krajową. Jak tylko zaplanowałem wyjazd do tego sektora coś stawało na przeszkodzie, za każdym razem ludzie czekali na mnie na próżno. Ostatecznie jakieś trzy tygodnie temu spakowałem się do drogi, wjeżdżam na prom który został ostatnio wyremontowany z materiałów zakupionych dzięki hojności darczyńców misji franciszkańskich i jest wielką radością wszystkich mieszkańców Rafai.

Po drugiej stronie rzeki panika, od Bangssou, tam gdzie mam jechać, nadjeżdżają dwa auta terenowe należące ONG (organizacji pozarządowych), ostrzelali ich jakieś 50 m za „basenem”.

(„basen” - miejsce gdzie droga zamienia się w głęboki rów pełny błotnej wody)
W czasie pory suchej jest tej wody taka ilość jak na zdjęciu lecz w porze deszczowej jest jej kilka razy więcej.

Kierowca i jeden z pasażerów zostali ranni, ale się nie zatrzymali. Po rannych przyleciał samolot. Czyżby znowu trzeba było znowu zawrócić, ale po chwili refleksji pomyślałem, że mogę przynajmniej częściowo zrealizować program, pierwsza wioska jest 35 km od Rafai, czyli daleko od „basenu” ok 75 km. Zanocowałem więc w Seli, tam poznałem pozostałe ofiary ostatniej strzelaniny. Za dwoma samochodami jechał motocykl (moto-taxi), kierowca zatrzymał się w trakcie strzelaniny, rzucił motor i z pasażerem uciekł drogą w kierunku Banagssou. Po godzinie napotkali kolejny porzucony motocykl, przemyśleli sprawę, zabrali się w trójkę przejeżdżając nieszczęsne miejsce. Porzucony motocykl którym jechali leżał bez bagaży, bali się zatrzymywać i przejechali jak tylko szybko się dało. Dopiero następnego dnia wrócili po motor. Dla mnie spawa strzelaniny zrobiła się jasna. Jedna z ostatnich grup LRA uciekając natrafili na drogę, spróbowali szczęścia (szukają głównie jedzenia i ubrań). Oni nie wiedzą, że w kraju nie ma wojska i żandarmerii, dlatego po ataku natychmiast uciekają. Rebelianci (seleka - przymierze) będący u władzy, nie muszą się niczego obawiać, blokują drogę i robią co chcą. Miejscowi rabusiowe zabrali by motocykl, wiedzieli by również że 50 m dalej jest wielka dziura „basen na drodze”, gdzie każdy pojazd musi wrzucić bieg terenowy i przejechać powoli przez rozlewisko. Zupełnie spokojnie zrealizowałem program, dwa dni później przejeżdżałem przez to miejsce, na ziemi leżało trochę łusek z broni maszynowej – (AK). Tymczasem ONG zwinęły ogony pod siebie i uciekli samolotami, wrócą bo to ich chleb (zarabiają krocie, a prawie nic nie robią). Ich szefowie co chwile dzwonią do mnie, a pytając się o sytuacje. W końcu nie wytrzymałem i jakiemuś szefowi powiedziałem, czy wie co to jest rosyjska ruletka? A no wie. No to droga z Bangassou do Rafai i dalej do Dembia), to właśnie rosyjska ruletka i „rien ne va plus” (czyli nie można się już wycofać ani nic zmienić). Ponoć to hasło zrobiło furorę w Bangui wśród ONG, do dziś latają tylko samolotami (Zemio, Obo), natomiast materiały wysyłają drogą w wynajętych miejscowych ciężarówkach bez personelu zatrudnionego przez ONG. Ponieważ w Rafai nie ma władzy ( rebeliantów) samoloty nie mogą lądować (wyjątek to jedynie Czerwony Krzyż), tak więc w Rafai zrobiło się cicho. Wszyscy nasi murarze i stolarze pokornie wrócili do pracy, ONG ich rozpuściły, stawki trzy razy wyższe a wydajność się nie liczy, byle do pracy przychodzili. Na ryneczku kurę można znowu kupić za 1500 miejscowych franków, a nie za 3000. Wszystko od wczoraj znowu się skomplikowało. Najpierw złe wieści dotarły z Bangassou. Prezydent tydzień temu rozwiązał „seleka” Mogą wszyscy wstąpić do armii, albo złożyć broń. Uzbrojeni z Bangassou nie chcą o tym słyszeć (nie tylko Bangassou, chyba większość). Ostatecznie nowy szef Bangassou (prefekt) przyjechał z dwiema ciężarówkami pełnymi w uzbrojonych ludzi (bardziej żandarmi niż wojsko). Samozwańczy szef, który od kilku miesięcy rządził w Bangassou po krótkiej strzelaninie musiał uciekać, niestety może tylko w stronę Rafai. Jak by tego było mało, kolejna wiadomość z przeciwnej strony. Czterech ludzi zbiegło z ostrzelanych ciężarówek (oczywiście wynajętych przez ONG) i dotarło do Rafai. Zablokowali ich 25 km od Rafai, najprawdopodobniej to znowu LRA. Rano rebelianci z Bangassou dotarli do Rafai. Mają do sprzedania za bardzo niską cenę motocykl, zabrali go komuś po drodze, nie ma chętnych pomimo okazyjnej ceny. Przed i za Rafai zrobili dwie bariery, każdy kto chce przejść czy przejechać musi się wykupić. Od rana urywają się telefony w sprawie zaatakowanych ciężarówek, towar na nich należał do ACTED z którymi remontowałem prom. Powoli wszystko się wyjaśnia, napastnicy zabrali tyle ile byli w stanie unieść i odeszli, większość pasażerów wróciła i chce kontynuować podróż, ale nie ma kierowcy, nie wiadomo gdzie uciekł, chyba do Gerekindo. W Rafai napięcie rośnie (schowałem w krzakach resztę benzyny przed rabusiami).

Wieść o rebeliantach w Rafai rozeszła się po okolicy. Zareagowali Amerykanie, mają bazę w Obo i sterują wojskiem ugandyjskim, oni ścigają LRA - Konyego. Ich ostatnia baza jest w Dembia i tam też jest nowa granica, kończy się RCA rządzone przez rebelie, a zaczyna RCA chronione przez Ugande pod kontrolą Amerykańską, gdybym tam zostawił samochody nie zostałyby skradzione.
Koło dziesiątej nad Rafai pojawił się helikopter (wysłany z Obo), zrobił kilka okrążeń, rebelianci porzucili bariery, widać było panikę. Nastrój jak w czasie wojny. Niestety panika udzieliła się też ludziom, dwie matki wparowały do szkoły podstawowej i porwały swoje pociechy, pozostałe dzieci przerażone w płaczą, ratuj się kto może. 600 przerażonych dzieci wrzeszczy biegają jak opętane. Byłem akurat w stolarni, wybiegam i próbuje je zatrzymać ale to tak, jak bym gołymi rękami chciał zatrzymać powódź. Kolejna matka słysząc wrzask dzieci przybiega po swoje dziecko, dopada je i okłada po głowie jak opętana, to chyba jedyny sposób w jaki potrafiła wyrazić swoją matczyną troskę. Przestań bić dziecko, ono nic nie zrobiło! - krzyknąłem w jej kierunku. Ja też nic nie robię! - odpowiedziała kobieta. Helikopter najwyraźniej przyleciał na zwiad, a w rezultacie wypłoszył rebeliantów, koło trzeciej opuścili Rafai, ciekaw jestem gdzie się schowają, jest stara droga w stronę Czadu, może wrócą do domu.
Myślałem, że wielu latach pracy w Afryce miejscowi już mnie niczym nie zadziwią a jednak. Uruchomiliśmy na nowy rok szkolny nową salę audio wizualną. Przed salą teren jak to na budowie, trzeba go doprowadzić do porządku. Przekazałem narzędzia modemu chłopakowi i zostawiłem go z taczką, kilofem i łopatą, sam zająłem się pracą przy budowie liceum. Wracam po trzech godzinach, żeby rzucić okiem, a tu z taczki między uchwytami zwisają dwie nogi, po bokach dwie ręce, facet ułożył się wygodnie w taczce i zasnął. To była stara taczka wyrobiona prawie półokrągła, nadawała się widocznie idealnie do spania.
Następnego dnia ten sam człowiek przychodzi rano po pracę. Nie mogę cię zatrudnić, bo nie mam czasu, żeby cię pilnować.
W Rafai za rzeką jest tam teraz nowy ładny kościół mieliśmy tam święto parafialne i chrzest 45 dorosłych, wilka uroczystość. Już na wejściu czułem, że przygotowali się do uroczystości. Tancerki pochyliły głowy do ziemi, odwróciły się plecami do procesji śpiewają i się kołyszą, i ani jednego centymetra w stronę ołtarza, próbuje je popchnąć, nic. Pytam ministranta kiedy ruszymy do przodu? Wzrusza ramionami i tak stoimy. Przy każdej kolejnej piosence zrobimy jeden krok. Uroczystość trwała wiele godzin, i wszyscy byli zachwyceni uroczystą oprawą.

Pozdrawiam Wszystkich o. Kordian Merta (Republika Środkowej Afryki)