Wydarzenia 29 marca 2019
List o. Symeona (Marzec) - Bimbo, RCA

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Czas Wielkiego Postu osiągnął już swój półmetek. Niewątpliwie jest to czas umartwienia. Są takie, które sami sobie narzucamy. Są i takie, które przychodzą ni stąd ni z owąd, a nam pozostaje je zaakceptować i Bogu ofiarować.

Pierwszym z tych „niewybranych” umartwień jest na pewno pogoda. Ostatnie dwa miesiące to najgorętsze dni w roku. Temperatura dobija do 35*C a zbliżająca się pora deszczowa sprawia, że w powietrzu wisi „coś ciężkiego”. Jak to przed burzą w Polsce… tyle że trwa to kilka dobrych dni zanim w końcu burza przyjdzie. Nie zawsze pada u nas. Często zawieje, zabłyska zagrzmi, ale deszcz orzeźwi inną część stolicy. Niemniej jednak i u nas robi się wówczas rześko. Mamy w ten sposób jeden dzień ochłody, później duchota przychodzi z powrotem. Pocimy się jak mopsy. Noce stają się nieprzespane. Człowiek się przewraca z boku na bok, by odsłonić przemoczony potem fragment prześcieradło, by mogło przez kilkadziesiąt minut wyschnąć, by z kolei znów zaszczycić go ciężarem swojego spoconego ciała.  I tak do rana ; )  Nie jest to urok każdej nocy… ale wystarczająco wielu, by o tym napisać. Taka pogoda powinna utrzymać się do Wielkiego Tygodnia – wówczas wejdziemy w porę deszczową.

Na domiar tego, wczoraj dopadła mnie malaria (po dwóch miesiącach), która sprawia, że pocę się jeszcze bardziej. Siedzę przed biurkiem, godzina 10:30, piszę maila a krople spływają po moim torsie… W nocy dwa razy trzeba było zmienić piżamę. Poceniu się towarzyszyły drgawki i poczucie zimna. Malaria jak nic! Ale może właśnie temu zawdzięczmy tego miała… Chwila przerwy, która przykuła mnie do siedzenia.

Generalnie trzeba przyznać, że deszcz mangowy nie zaszczycił nas w takim stopniu w jakim byśmy się go spodziewali. Padało mało a wynikiem tego są małych rozmiarów owoce avocado. Przypuszczam,  że także mangowce nie zaowocowały pełnią swoich możliwości. Cieszymy się jednak ich owocami, bo mangowców jest tu w okolicy na tyle dużo, że nawet mniejszy nieurodzaj nie pozbawił nas radości „ssania” mango (tego słowa używa się w j. sango na wyrażenie „jem mango” – mbi suse mango).

Inną dolegliwością ostatnich tygodni jest mój ząb. Zaczął mi dokuczać przed dwoma/trzema tygodniami. Nie był to ból ciągły, ale jedynie przy jedzeniu, gdy coś dostawało się w jego obręb. Postanowiłem zajrzeć do dentysty, by zareagować zanim ból stanie się dużo bardziej dokuczliwy. Pojechałem do Centrum „Amici della Africa”, włoskiej organizacji humanitarnej, która stworzyła w Bangui ośrodek zdrowia. Między innymi jest tam gabinet dentystyczny. Mówiono, że w tym czasie był tam nawet włoski dentysta… ale się spóźniłem. Trafiłem na miejscowego, Środkowoafrykańczyka. Przypuszczam, że miał fach w ręku – szkolił się w Europie. Aparaturę też miał przednią – wszystko sprowadzone z Włoch. Zajrzał, dziury ani próchnicy nie znalazł. Zasugerował, że prawdopodobnie stara plomba się wytarła i dlatego ząb jest bardziej czuły na ucisk powodowany okruchami jedzenia które się tam dostają. Wpierw mnie odesłał na tydzień bym podleczył się lekami (!?), dał mi amoxicilinę i środek do płukania jamy ustnej. Później natomiast wyczyścił stare plomby i pokleił nowe. W ten jednak sposób, że poprawiając plomby w dwóch zębach skleił je razem ; ) Być może tak się zdarza i nie jest to czymś nadzwyczajnym, ale nigdy nie miałem takiego doświadczenia. Pokleiwszy wszystko, pozostało wyrównać to co przeszkadzało w zgryzie. Niestety, odcięto prąd… Tak więc pozostałem na fotelu z małym wzniesieniem na piątce i szóstce moich dolnych zębów. Cóż, ręcznie ciężko było cokolwiek zrobić. Miałem wrócić za tydzień. Wówczas to wyrównano to co było „nadbudową” i odseparowano jeden ząb od drugiego, na moją prośbę. Tak to zakończyła się moja wizyta u dentysty. Nie zapłaciłem znowu tak drogo – 15.000 CFA (mniej więcej 100 zł), zważywszy że inni bracia płaci nie raz i po 50.000CFA! Nie jestem jednak zadowolony z efektów. Ząb nadal mnie pobolewa i uważam, ze prawdziwe źródło problemu nie zostało zidentyfikowane. Trzeba będzie więc znaleźć innego dentystę by zajrzał do mojej jamy ustnej raz jeszcze.

Przed dwoma tygodniami spędziłem kilka dni w Boali. Planowałem już od dłuższego czasu taki „rekreacyjny” wypad. Wciąż jednak coś stawało na drodze. Wówczas także, bo oto od wtorku rozpoczęła się Konferencja Wyższych Przełożonych Zakonnych. A jako że mój Wyższy Przełożony przebywał w tym jeszcze czasie w Rafai, a ja byłem jedynym bratem w Bangui, który mógł wziąć udział, poczułem się niejako zmuszony. Byłem dnia pierwszego i drugiego – kiedy to franciszkanów wyznaczono do przewodniczenia Eucharystii i wygłoszenia homilii. Później jednak wyjechałem na moją pustynię. Dni spędzone w Boali były pięknym czasem. Miałem kilka celów – odpocząć, dokończyć książkę: „Spisek Franciszkanów”, spędzić czas z Normanem, który lada dzień wyjedzie do Polski i przygotować sobie Osobisty Projekt Życia, który pomaga mi ująć w ramy moje obowiązki i marzenia. W tych dniach skorzystaliśmy z okazji, by odwiedzić sąsiednią parafię – Boyali, prowadzoną przez Koreańczyków. Dopiero co wybudowali kościół i postawili nowy dom. Wcześniej była to wioska należąca do parafii w Boali, gdzie posługują obecnie nasi bracia. Byłem zaskoczony gdy, wyjeżdżając z Boali w kierunku zachodnim (pierwszy raz przekroczyłem tę granicę Boali) naszym oczom ukazały się wielkie jeziora. Szybko przywołały one w mej głowie wspomnienie z wakacji na Mazurach. Gdy zacząłem się informować, jakie atrakcje turystyczne można by tu zaaplikować, dowiedziałem się, że ludzie łowią tu ryby, kąpią się (ale tylko blisko brzegu) i od czasu do czasu polują na krokodyle. Z tym małym zastrzeżeniem, że i krokodyle niekiedy polują na rybaków. Powinno mnie to odstraszyć, ale prawdę mówiąc, z radością zrobiłbym mu zdjęcie :D Podczas mojego pobytu w Boali pochyliliśmy się z Normanem nad planem pielgrzymki którą chciałbym zrealizować z aspirantami właśnie na terenie parafii Boali. Ustaliliśmy wstępną trasę która zajęłaby nam sześć dni i obejmowałaby dystans 59km. Każdego dnia mielibyśmy do pokonania 7-15 km co pozwoliłoby nam spędzić także trochę czasu na wiosce, podzielić się naszym doświadczeniem z mieszkańcami a także dobrze odpocząć. Taki dystans może nie powala na kolana, ale przypuszczam, że w naszym klimacie to i tak wielkie wyzwanie. Planujemy wyruszyć 26 lipca, by dotrzeć do Boali-Centre pierwszego sierpnia, zjeść, wykapać się, wyspać i drugiego sierpnia wspólnie świętować Porcjunkulę – Matki Bożej Anielskiej.

Jeszcze przed Wielkim Postem nawiedziły nas Siostry franciszkanki, które chciały odbyć u nas dzień skupienia. Przyjęliśmy je z radością. Przy tej okazji przygotowałem dla nich konferencję i Eucharystię z homilią. Innym razem to ja wyruszyłem do domu innych sióstr na kierownictwo duchowe jednej siostry na ślubach czasowych. Ostatnią zaś niedzielę gościliśmy aspirantów, którzy przybyli na wielkopostny dzień skupienia. Wykorzystaliśmy obecność Kordiana, który przyleciał do Bangui aby wybrać się w podróż do Wybrzeża Kości Słoniowej na kurs przełożonych, a przy tym zatrzymał się w Togo, gdzie w Lomé pobiera formacje stolarską nasz współbrat Thibaut, wysłany tam przed rokiem. Tak więc poprosiłem Kordiana o konferencję dla aspirantów. Sam słuchałem z wielką uwagą o historii Franciszka na tle historii świata – począwszy od kultury greckiej i rzymskiego Imperium… Fascynujące! Aspiranci utrzymują się w liczbie 10. W tym trzech pragnie wstąpić do postulatu w tym roku. Dwóch z nich ma już matury. Trzeci poprawia w tym roku. Poza nimi w Rafai przedstawiło się dwóch kandydatów. Z tego wynika że od października możemy mieć kolejnych 5 braci!  Niech Pan Bóg zakorzeni ich w Swojej Winnicy!

Kordian wyleciał w poniedziałek a we wtorek do RCA wrócił Barnaba, po sześciomiesięcznym urlopie zdrowotnym.  Przyjęliśmy go z ogromną radością! Barnaba, przez kilka lat pracy w domu formacyjnym zdobył sobie wielką sympatię młodych braci. Cieszy nas, że odzyskał siły i mógł wrócić w nasze szeregi. Polecam go waszym modlitwom!

Tymczasem przygotowujemy się do spotkania rodziny franciszkańskiej w Boali, 7 kwietnia, na dniu skupienia. Jest to kontynuacja inicjatywy spotkań, którą rozpoczęliśmy w styczniu bieżącego roku. Zanim jednak pojedziemy do Boali, w najbliższą niedzielę wybieram się do sąsiedniej parafii – św. Benedykta, w Petevo, na Mszę świętą i animację powołaniową. Z tej parafii pochodzi dwóch kandydatów, dlatego chciałbym odwiedzić ich wspólnotę i zamienić kilka słów z proboszczem. Staram się w ten sposób nawiązać więzi z parafiami, z których pochodzą nasi bracia. W ten sposób wieść o Franciszku może dotrzeć do wielu zakamarków naszego miasta. Ufam, że ta inicjatywa uzyska wsparcie w Waszych modlitwach.

Gorąco też za nie dziękuję!

Niech Bóg każdemu i każdej z Was błogosławi i obdarzy swoimi darami!


--

Symeon OFM