Wydarzenia 30 września 2019
List O. Hieronima z RŚA

Pokój Wam,

Dawno nie pisałem i nawet było mi z tym dobrze, ale podczas urlopu uświadomiłem sobie, że sporo osób czeka na wieści. Nie koniecznie na mój temat, ale przede wszystkim o naszych ubogich braciach i losach naszego kraju. Ciężko powiedzieć, żeby sytuacja się ustabilizowała, droga do stolicy jest ciągle zamknięta, można ją przejechać jedynie włączając się w konwój, nie mniej jednak coraz rzadziej słyszy się o jakiś konfliktach. Ostatni atak o jakim słyszałem miał miejsce miesiąc temu w Birao, miejscowości większej od Rafai. Konflikt sprowokowała rebelia muzułmanów, atakując inną rebelię tego samego wyznania... Stacjonują tam już od jakiegoś czasu i każdy chciałby wieść prym. Ciężko tu prowadzić z nimi dialog, kiedy sami między sobą nie potrafią dojść do zgody.

Czas zmienić płytę. W Rafai życie kwitnie. Po moim urlopie, zanim wyruszyłem na drugi koniec RCA, spędziłem dwa tygodnie w stolicy. Mieliśmy spotkanie całej naszej fundacji by podjąć kilka ważnych decyzji. Chociaż mamy jedynie trzy domy zakonne, był to mój pierwszy raz kiedy mogłem się spotkać ze wszystkimi braćmi w jednym miejscu, bardzo ubogacające wydarzenie. W sposób szczególny jestem wdzięczny Symeonowi za gościnę, jak zawsze znalazło się trochę czasu by pograć w szachy, obejrzeć film, wyskoczyć na "miasto" i przede wszystkim podzielić się tym co w sercu piszczy. Dnia 15 sierpnia o godzinie dziewiątej, linie lotnicze UNHAS wzięły nas w niebo (tzn. mnie i Barnabę), w południe byliśmy już w Rafai. Oj dużo się tu dzieje. Od razu rozpoczęliśmy przygotowania do odpustu św. Augustyna. Nie było karuzel, ani waty cukrowej, ale za to na obiad była małpa, a po obiedzie potancówka przed kościołem. Po przyjeździe ruszyliśmy też z budową muru dookoła szkoły, udało się kupić 10 tyś. cegieł, od 7.00 do 14.30, przez kilka tygodni pracowało ośmiu murarzy robota szła w zawrotnym tempie, no ale cegły się skończyły, więc póki co czekamy, aż ktoś wypali nowe. Nieco ponad miesiąc temu udałem się do Bangassou (150 km od Rafai), serca naszej diecezji, tam czekało na mnie cargo z Polski, aż się wierzyć nie chce, że tak szybko dotarło, wszystko w dobrym stanie i nikt nic nie ukradł. Korzystając z okazji kupiłem pół tony cementu i odwiedziłem dwie wioski. Droga była fatalna, zwłaszcza mosty, w sumie to nie mosty tylko cztery szyny, na których ktoś poukładał patyki. Na jednym takim moście ześlizgneło mi się koło i musiałem czekać godzinę, aż, ktoś będzie przejeżdżał i pomoże mi się wydostać. Po powrocie udało mam się odpalić wielki nieużywany agregat, jest na tyle mocny, że można go używać do spawania. Misja to jedyne miejsce w Rafai gdzie można coś pospawać, agregat odpalamy w poniedziałki, a ludzie przychodzą z rowerami, wózkami, jakimiś dziwnymi maszynami. Cena zależy od tego kto co ma, jedni płacą, inni dają kurę, a jeszcze inni za Bóg zapłać. Ostatni tydzień spędziłem na wioskach, byłem w Dembia i Gerekindo, żeby zakończyć projekt Kordiana, rozdawania drzwi dla najbardziej poszkodowanych przez wojnę, których domy zostały spalone. Do tego nasz biskup ofiarował kilkaset kilo używanych ubrań z Hiszpanii, więc było co rozdawać. Ponadto odwiedziłem też nasze szkoły, gdzie każdy uczeń dostał za darmo zeszyt. Sytuacja jest bardzo kiepska, w Dembia jest ponad 300 dzieci i tylko dwóch nauczycieli, udało mi się znaleźć dwóch nowych, niestety ich kwalifikacje pozostawiają wiele do życzenia, nie skończyli nawet liceum, teraz robią miesięczny staż w Rafai, aby w listopadzie zacząć pracę w szkole. Tutaj nie ma L4, nie respektujemy płatnych urlopów, ani ferii, a miesięczne wynagrodzenie jednego nauczyciela w wiosce wynosi 30€ i mimo to nie ma strajków. Inaczej sprawa ma się w naszym gimnazjum i liceum, tam nauczyciele zarabiają dużo dużo więcej, a jednak wciąż są niezadowoleni.
W drodze powrotnej zatrzymałem się w jednej wiosce by zobaczyć jak uczniowie rozpoczeli rok szkolny. Chciałem rozdać dzieciom zeszyty i długopisy, ale szkoła była pusta. Jakaś sekta ogłosiła w całej wiosce, że nasze szkoła jest przeklęta, bo jedna dziewczynka dostała ataku epilepsji podczas zapisów i teraz rodzice boją się wysyłać swoje dzieci. Ewangelizacja ewangelizacją, a życie życiem. Będę tam musiał pojechać jeszcze raz, tylko, że tym razem zamiast zeszytów wezmę wodę święconą.

To chyba tyle na dzisiaj, na koniec chciałbym gorąco podziękować wszystkim, którzy nas wspierają, w sposób szczególny dziękuję osobom, które spotkałem w trakcie mojego urlopu. Dziękuję za Wasze dobre serce, modlitwy, ogromne wsparcie finansowe i pomoc w zorganizowaniu cargo. Pamiętamy o Was w naszych modlitwach. W imieniu naszym i naszych parafian życzymy Wam wszystkiego co najlepsze, niech Was Bóg błogosławi+

brat Hieronim OFM