Wydarzenia 16 kwietnia 2013
Afrykański rekord

Nie dysponuję aktualnymi danymi statystycznymi z powodu braku dostępu do Internetu, ale bez wahania ośmielam się zawyrokować, że Republika Środkowoafrykańska ma pierwsze miejsce w Afryce w ilości zamachów stanu, średnio co 10 lat, a że mamy już 52 lata niepodległości, czyli 5 udanych przewrotów wojskowych. Ostatni, w zasadzie jeszcze się nie skończył, bo ciągle jeszcze gdzieś strzelają, jeszcze gdzieś rabują, jeszcze ktoś ginie, jeszcze ktoś musi uciekać, choć nie ma już rebelii, za to jest nowa władza, z tym, że bardzo bezwładna. W poprzednim artykule z początku roku 2013 „Czemu do Rafai nie można drogą” snułem pesymistyczny scenariusz. Pomyliłem się, scenariusz nie jest pesymistyczny, jest tragiczny i będzie trwał przynajmniej dwa albo trzy lata, a może i pięć. Obecny samozwańczy prezydent nie ma poparcia, nikt mu niczego nie zawdzięcza, nie licząc jego janczarów, mas złodziei i bandytów, którzy skorzystali z okazji, za to prawie cały kraj pogrążył się w strachu, smutku, rozpaczy i ciemności (nie ma dla narodu większej ciemności nad tę, gdy uniwersytet i szkoły są zamknięte). Nowy prezydent do władzy doszedł rękami arabskimi (w Rafai muzułmanie nie przekraczają 5%) miejscowych i ich kuzynów (oni używają określenia: „nasi bracia”) z Czadu i Sudanu. W zamian za udział w przewrocie wojskowym dostali prawo do grabieży i bezkarność. Jadąc z Bangui do Rafai mijamy najpierw diecezję Bambari, nie ma tam już ani jednego samochodu. Potem przejeżdżamy diecezję Alindao, nie tylko, że nie ma już ani jednego samochodu, zostały gołe mury ( zabrali nawet materace z łóżek). W końcu dojeżdżamy do diecezji Bangassou. Jak określił to nasz biskup, diecezja został obdarta jak Chrystus z szat na drodze krzyżowej – 23 terenowe samochody w tym 4 z Rafai. Unimog służył do budowy szkół, kaplic, mostów, Land-Cruiser pick-up służył do pracy w wioskach (parafia o powierzchni 24000 km2), a nowiutki Land-Cruiser Familial służył do przewozu nauczycieli z liceum ze stolicy (900km). Do tego jeszcze stary samochód sióstr. Land-Cruisery, o których mowa, mają bardzo niewiele wspólnego z Land-Cruiserami jeżdżącymi po drogach w Europie, to prawdziwe terenowe, toporne, samochody, nadające się na bezdroża w tropiku, choć bez klimatyzacji. Te samochody chyba już opuściły RŚA, najprawdopodobniej są w Czadzie. Straty można by odżałować i zabrać się za odbudowę, niestety, na razie nie ma do tego żadnych warunków i może to jeszcze długo trwać. Wierne prezydentowi janczary, to zaledwie garstka 500 uzbrojonych bojowników - jak więc spacyfikować kraj dwa razy większy od Polski? Jak zaprowadzić bezpieczeństwo, gdy setki karabinów i przenośne rakiety balistyczne, porzucone przez uciekające wojsko, dostały się w ręce nie wiadomo kogo? I największy problem - nie ma już czego kraść, a trzeba by płacić żołd, trzeba by jeść - tylko za co? I tu tkwi sedno problemu: nowi panowie przejęli pałac, ale skarbiec pusty i nie zanosi się na to, że coś go zapełni, nie ma dochodów, a wydatki, i to spore, są. Do tego dołóżmy jeszcze niepohamowane apetyty i oto mamy bombę z już podpalonym lontem, pytanie tylko, jak długi ten lont. I tu krótka lekcja historii - demokratycznie wybrany prezydent i rząd obala gość z karabinem w moro - i cisza. Demokratyczny świat przyjmuje to do wiadomości, nie ma nawet protestów, wręcz odwrotnie, wysyła się emisariuszy do nawiązania kontaktów. W grudniu 2012 r.Francja mogła niewielkim nakładem środków rozwiązać ten problem, ale stanęliśmy do przetargu z Mali bez karty atutowej (Mali ma terrorystów, a my tylko bandytów-złodziei). ONZ, myślałem do tej pory, że ta największa światowa organizacja rzeczywiście stoi na straży pokoju i demokracji, ale gdzie tam, jak nie ma pół miliona trupów, to błękitne hełmy się nie pokażą, chyba że jest ropa (krew w obiegu świata demokratycznego) albo coś, co demokracji bardzo jest potrzebne. Jest za to bicz, niestety obosieczny – po przewrocie wojskowym, dopóki nie będzie nowych demokratycznych wyborów, wszelka pomoc zostaje wstrzymana. W przypadku RŚA to oznacza brak wypłat dla nauczycieli, służby zdrowia, administracji, zero robót publicznych itd. Dlatego najbliższe lata będą wyjątkowo trudne.
Dziś rano przejechała przez Rafai kawalkada kradzionych samochodów - jechali na polowanie do Zemio i Obo, oczywiście polują na samochody. W drodze powrotnej mogą nas jeszcze odwiedzić, polują też na lodówki, ogniwa słoneczne itd. Chowamy co się da, ale żyć trzeba. Armia ugandyjska wycofała się z pogoni za LRA, rezultat - bandyci złupili Derbissakę i zabrali sporo ludzi. Dziś mamy też pierwszy dzień bez szkoły, może jutro wrócą. W wioskach było gorzej, ale udało mi się ich zmobilizować i od poniedziałku wszystkie szkoły były otwarte ( Dembia, Gerekindo, pojechałem tam motorem), ale jak znam życie, znowu wszystko uciekło na pola. Rebelianci „Seleka” zostali zablokowani przez wojsko ugandyjskie w Dembia. Wrócili do Rafai i rozpoczęli systematyczną grabież. U nas byli w nocy trzy razy, za każdym razem zapewniali, że mamy się nie bać, oni są po to, żeby nas chronić. Tych, co widziałem, to ludzie Bororo, najmłodszy ma jakieś 15 lat, wszyscy dobrze uzbrojeni. Zobaczymy, co będzie się działo.